Marek Susdorf
Korekta: Michalina Pągowska
Działań nowego rządu nie da się opisać inaczej niż działania rozeźlonych synków, którym jednak wreszcie udało się posadzić na tronie odpowiedniego wielkiego tatusia.
W tę rolę idealnie wpisuje się dyktator-papież-cesarz-król-führer-duce-prezes Jarosław Kaczyński. To on stanął w obronie najważniejszych patriarchalnych wartości: OJCZ-yzny, PANA Boga i BRAT-erskości. Kobiety będą, zgodnie z patriarchalną ideologią, ładnie wyglądały i/lub odwalały całą brudną robotę, której nikt nie widzi: rodziły i wychowywały dzieci i/lub pracowały na niższych statusowo stanowiskach za niższą płacę. To nie one są tutaj przecież najważniejsze.
Horda rozwścieczonych synków jest teraz w pełni zadowolona. Owo zadowolenie ich reprezentacja wyraziła w ubiegłym tygodniu na Jasnej Górze, gdzie podczas oficjalnej wizyty męska część kibiców podziękowała Bogu Ojcu za nowe, prawe i sprawiedliwe rządy w Polsce. Należy przy tym przypomnieć, że poprzednie rządy w kraju Polan również popierały męski interes, bo przecież głosu kobiecej (ponad) połowy społeczeństwa i wtedy nikt nie chciał słuchać. Zgwałcona Polka stale słyszała, że „lepiej nie chodzić Z TYM na policję”, alimenciarzy trzeba było ścigać (zawsze nieskutecznie), feministki w najlepszym przypadku uważano za rozwrzeszczane histeryczki, aborcję przyrównywano do pełzającego po kobiecej głowie antychrysta, a parytety – do jakoś pokracznie pojętej niesprawiedliwości społecznej.
Polskim synkom jednak naprawdę brakowało bardziej odpowiedniego tatusia, który odstawiłby wreszcie nieznoszącą sprzeciwu ręką kobiety do kąta i zajął się tym, czym powinien – synkami. Panowie z Kościoła zatem na powrót mogą nie martwić się o swój i tak bardzo wysoki status w kraju, patriarchalne szkoły mogą dbać o czystość polskiej historii i czystość katolickich dusz w ramach walki z edukacją seksualną. Studia gejowsko-lesbijskie nie będą zatruwać swoją nienaukowością patriarchalnych akademii. Feministyczne programy telewizyjne, audycje radiowe (ze „Sterniczkami” także właśnie się pożegnano) i spektakle teatralne nie będą drażnić patriarchalnego ducha. Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania będzie przede wszystkim Pełnomocnikiem Rządu ds. Społeczeństwa Obywatelskiego (sic!), a Narodowy Plan Prokreacji, przygotowywany przez Ministerstwo Zdrowia, ocali Polskę. Tatuś naprawdę zadba o wszystko.
Zadba też przede wszystkim o to, żeby żaden mitem już obrośnięty „islamista-uchodźca” nie wtargnął na polskie ziemie. To naprawdę priorytet, jeśli chodzi o nowe zadania dla tatusia, bo żaden synek nie chce, żeby jego kobietę zgwałcił obcy. Dlatego należy tej kobiety bronić, czego nie robią Niemcy, Francuzi, Szwedzi i Holendrzy, bo ci wszyscy zachodnioeuropejscy obcy, owładnięci lewacką propagandą, obudzili się po sylwestrowej zabawie z ręką w nocniku, czyli ze zgwałconymi przez uchodźców współobywatelkami.
Kobiet naprawdę nie trzeba bronić przed gwałtami ze strony obcych – w świecie, gdy synkowie robią to bezkarnie tak często, należy zrozumieć, że problem leży gdzieś zupełnie indziej – we wszystkich kulturach synków i ich wielkich tatusiów.
Nowe rządy w Polsce to kolejna dawka seksualnej polityki, która kobiety chce wcisnąć w stan przerażenia niebezpieczeństwem ze strony obcych. Na rzecz obrony przed obcymi (bo nie przed nami – my możemy Polkami pomiatać, ucinać im alimenty, zabraniać legalnej aborcji i dostępu do polityki, odrywać je od ich kobiecych korzeni w sztuce, nauce i literaturze) kobiety powinny rzucić się w ramiona dzielnych synków i żyć zgodnie ze swoją kobiecą naturą – paść na kolana i szczekać: „Niech mi się stanie według słowa Twego”.
A więc zupełnie nieistotne jest, że aborcja wciąż będzie zakazana, że matki w Polsce nadal nie będą nadążać za platońską ideą matki Polki (zadba o to m.in. Narodowy Plan Prokreacji), że synkowie alimenciarze wciąż nie będą czuli odpowiedzialności za swoje dzieci, że i tak ledwie rozpoznawalną w Polsce wiedzę feministyczną będzie chciało się zniszczyć, że parytetów nie będzie, że do reprezentacyjnych funkcji władzy dopuści się w ogromnej większości samych mężczyzn. Ważne, żeby kobiety wróciły chętnie do rodzenia synków (każda może kiedyś dostanie za to 500 złotych, szkoda, że nie Mutterkreuz), których wielki tatuś Prezes będzie mógł wysłać w dowolnej chwili na wojnę: z islamistami, z Rosją, z Holandią, z Francją, z Niemcami, ze Szwedami, i przede wszystkim z Polakami gorszego sortu.
Trudno nie dostrzec w polityce nowego rządu walki o spatriarchalizowane „ukobiecenie” Polek. Przykre. Tym bardziej, że kobiety, takie jak Krystyna Pawłowicz, Beata Szydło czy Beata Kempa, tak prędko wpisały się w role córeczek tatusia. Choć lepiej byłoby powiedzieć po freudowsku: niepełnych synków. W końcu posłanką pani Pawłowicz nie jest, a tylko i zawsze – posłem.
Marek Susdorf – rocznik 1985, studiował w Polsce, Serbii i Holandii; z wyróżnieniem ukończył gender studies PAN; od kilku lat związany ze stołecznym środowiskiem teatralnym; autor feministycznego „Dziennika znalezionego w piekarniku” i melanchologicznego „Dziennika znalezionego w błękicie”.